Przyjaciel Fidela Castro

Data:
Ocena recenzenta: 8/10
Artykuł zawiera spoilery!

Być może nieopatrznie umieściłam gdzieś w treści więcej niż powinien przeczytać ktoś, kto jeszcze filmu nie widział, toteż wolałam notkę ospoilerować...

Nikitę MIchałkowa jest mi trudno jednoznacznie
ocenić. Jego Cyrulika syberyjskiego uważam za pretensjonalny, pozbawiony wdzięku ukłon w stronę Hollywood, piękny wizualnie, manieryczny. Spaleni słońcem należy do grona moich ulubionych filmów, ze swoją plastyką, kadrowaniem, dramaturgią. Nie miałam okazji podziwiać innych jego reżyserskich dzieł, nie widziałam też jego ról teatralnych. O Michałkowie jako człowieku też wiem tylko tyle, ile donoszą media. A to, że jego ojciec jest autorem słów trzech wersji hymnu narodowego i zasłużonym, komunistycznym literatem, że jego starszym bratem jest nie kto inny, tylko Andriei Konczałowski, że w Rosji Michałkow angażuje się w politykę w duchu narodowościowym, jest wielkim patriotą, wielbi Putina, przyjaźni z kontrowersyjnym Czernomyrdinem..
Jakiś czas temu znalazłam też gdzieś w prasie notkę o jego ciepłej znajomości z Fidelem Castro, ale mam nadzieję, że był to pierwszy dzień kwietnia...

Zasadniczo po co mi ta wiedza ? Ponieważ reżyser, znany ze swojego upodobania do historycznych dekoracji, wziął na warsztat aktualny konflikt i umieścił wojnę w Czeczeni jako tło, w swoim filmie - 12. I tu zaczyna się mój problem z oceną tego filmu.

To dobrze, sprawnie zrealizowane kino, w końcu Michałkow jest zdobywcą Oscara, twórcą doświadczonym. Scenariusz, mimo, że to świadome nawiązanie do Lumeta doskonale przenosi uniwersalizm sądowego wyrokowania w rosyjską rzeczywistość. Postacie przysięgłych zagrane i rozpisane są wyjątkowo zgrabnie, wywodzą się z różnych środowisk, reprezentują skrajnie różne profesje. Mamy dziekana i chirurga, dyrektora cmentarza, aktora scenicznego, taksówkarza, Żyda i obywatela Kaukazu, rodowitego Rosjanina z Moskwy, typy charakterologiczne wszelkich maści. Ponieważ niemal każda z postaci ma swoje dziesięć minut, dają się całkiem nieźle poznać, chwilami czujemy się jak w opowiadaniu Czechowa, klimat wyjątkowo rosyjski, rewelacyjnie grany. Nie można też odmówić filmowi dramaturgii, to przecież film sądowniczy, czekamy na werdykt, w celi nerwowo krąży młody chłopak, winny czy nie ? Bardzo umiejętnie steruje Michałkow emocjami widza, obraz wciąga, wypowiedzi bohaterów są interesujące, ich wzajemne interakcje poruszają, znajdujemy szybko postacie, które popieramy i którym kibicujemy, zdarza nam się też śmiać, jak to w dramacie rosyjskim, jest zabawnie i strasznie jednocześnie, gorzko i nostalgicznie.
Ponieważ dałam wysoką ocenę montażowi tej produkcji muszę wspomnieć, że film ma umiejętnie wplatane w osnowę historii sądowej zdjęcia, przedstawiające wydarzenia z życia oskarżonego chłopaka i są to oczywiście obrazy wojenne, w większości, nie epatujące przemocą, ale wystarczająco realistyczne, doskonałe, poruszające. Świetne są też wszystkie efekty urywkowe, migawkowe, wywołują niepokój i dodają wiarygodności tej fabularnej przecież historii. Ktoś bardziej ode mnie obeznany z tematem będzie wiedział, jak się nazywa taka technika filmowa.
Nie widzę uzasadnienia dla dwóch końcowych scen, zdarza się reżyserowi zgubić na chwileczkę pewność prowadzenia, w sposób nieoczekiwany wykorzystuje element oniryczny, magiczny, łudząco podobny do latającego w Spalonych słońcem pioruna, który ma być jakby wyrazem nadprzyrodzonej interwencji, niepotrzebnie zupełnie, ale to są naprawdę szczegóły. Od strony artystycznej nie mam więcej uwag krytycznych.

A teraz to, co mnie zabolało. Wyrok ma zapaść w sprawie o zabójstwo, podejrzanym jest czeczeński chłopak, przygarnięty przez rosyjskiego oficera, sierota. Właśnie swego opiekuna miał ponoć zabić, przysięgli, po trzydniowym procesie i obradach, mają zadecydować o losie oskarżonego. Postać ojczyma - oficera jest nieskazitelna, pojawiał się we wspomnieniach chłopca i był po prostu przystojnym żołnierzem, który odwiedzał jego matkę, przywoził prezenty, wywoływał uśmiech, a na końcu uratował życie. Jak to możliwe, że żaden z rosyjskich oficerów, żaden z rosyjskich żołnierzy nie pojawia się w tych reminiscencjach jako postać złowroga, gdzie są ci młodzi, naćpani rekruci rosyjscy z karabinami strzelający w Czeczenii do wszystkiego co się rusza, ze strachu ? Gdzie są mordowane dzieci i gwałcone kobiety ? Dlaczego dom spalił się jakby "sam z siebie" ? Widzimy kilka ciał oraz w początkowej sekwencji biegnących do ataku żołnierzy, padają pokotem, nic więcej. Nie pojawia się ani na chwilę jakikolwiek moralny dramat chłopca, któremu w konflikcie wojennym giną najbliżsi, żadnej rozterki nie budzi w nim fakt, że ma żyć z mordercą swoich rodaków. Najwyraźniej mordowani są tam dobrzy Czeczeni przez złych, a wojsko rosyjskie pojawia się "znacka i zniecka" na gotowe. Co ciekawe jako postaci negatywne pokazani są w filmie czeczeńscy wojownicy. Przede wszystkim są dzicy, groźnie ubrani, nieokiełznani, gardzą prowadzącym spokojne życie pasterzem, są brutalni, mają wielkie noże i tatuaże, strzelają z nadmiaru energii. Więcej kontaktu z żywymi Czeczenami nie mamy, poza chłopakiem w celi, który źle mówi po rosyjsku i tańczy. Za to na końcu na deser reżyser przedstawia nam kolejnego rosyjskiego oficera, który jest czystym uosobieniem etosu rycerskiego. Oto okazuje się, że nie wystarczy być czystym jak łza obywatelem, że prawdziwie odpowiedzialnym jest ten, który ma największe doświadczenie życiowe i gotowy jest poświęcić się osobiście, żeby pomóc. Rosysjki oficer ponownie występuje jako mąż opatrznościowy, niemal równie nagle, bez uprzedzenia. Bez jego pojawienia się nastąpiłoby nieszczęście, cała ofiarnie wywalczona sprawa zostałaby zmarnowana. Jest poważny, skromny, odpowiedzialny i dumny. Aż sam się sobą wzrusza.

Michałkow znany jest ze swojej tęsknoty do Rosji wielkiej, silnej, pięknej, mocarstwowej. Używa historycznych wydarzeń jako filmowego tła, odnosi się do nich w ludzkich dramatach. Słyszałam, że Spaleni słońcem 2, najnowsze dzieło reżysera ma być poświęcone marszałkowi Siemionowi Budionnemu. To dobrze, że wziął na warsztat konflikt w Czeczenii, to źle, że obciął go do takiego wymiaru, jaki mu akurat pasował i niepotrzebne, nieestetyczne czy kolidujące mu z wizją elementy usunął. W filmie nie ma prawdy, jest to, co mogą obejrzeć widzowie, przede wszystkim to się da pokazać w Rosji. Nie ma prawdy ani o czeczeńskich wojownikach ani o rosyjskim wojsku, takie instrumentalne używanie historii dla celów artystycznych budzi mój sprzeciw. Owszem, postać przysięgłego, ksenofoba i rasisty jest przerysowana i w pewnym momencie na jego kolejny atak werbalny wobec "tych dzikich Czeczenów" reaguje kaukaski chirurg, ale wszystkie te odpowiedzi są nikłe, wobec ogólnego obrazu.

Pewnie, powie ktoś, to nie jest film o wojnie, tylko o tym, jak dwunastu facetów obraduje w zamkniętej sali, dzieląc się historiami z własnego życia. Co chciał wobec tego osiągnąć Michałkow, używając jako tła ruin zbombardowanych domów, rozrzuconych ciał i rozbitych czołgów ? Większą dramaturgię ?

Jakiś czas temu zostałam zmasakrowana emocjonalnie przez Chłopca w pasiastej piżamie, znowu to uszlachetnianie oprawców, dzielenie na białych i czarnych, oraz uświadomionych i niewinnych. Piękny artystycznie, mydłkowaty i przez to niebezpieczny w wymowie, bo opierający się na wydarzeniach historycznych w sposób lekceważący, bez żadnego artystycznego uzasadnienia.
Michałkow mnie zdenerwował. W kraju, gdzie dzisiaj "naprawia się" historię i przefiltrowuje podręczniki do jej nauczania usuwając fragmenty kłopotliwe, gdzie rewiduje się w z góry określonym kierunku politycznym, takie traktowanie realiów przez reżysera opiniotwórcę, mającego poważanie i szacunek władz - niepokoi.

Ostro! I tak ma być! Masz prawo pisać w sposób kontrowersyjny, jeśli coś Cię niepokoi. Szanuję Twoją opinię, ale, by móc się wypowiedzieć, muszę najpierw zobaczyć film.

Bardzo bym się ucieszyła, gdybyś obejrzał i napisał co uważasz.
Po pierwsze, chciałabym spojrzeć na film także pod innym kątem, cudzymi oczami, ( zwłaszcza jeśli patrzy ktoś mądry :)), a po drugie, może się mylę i twórca jednego z moich ulubionych filmów nie jest jednak stronniczym manipulatorem, jak go tu objechałam ?
Chciałabym. Spalonych słońcem uważam za jeden z tych filmów, które zostawiają w człowieku osad, ten przez duże O :)

Dodaj komentarz